piątek, 24 lipca 2015

1. "Ta gitara to atrapa?"

Słońce leniwie wznosiło się zza horyzontu. Jasno czerwone obłoczki powoli zmieniały swoją barwę na jaśniejszą, aż w końcu osiągnęły ostateczną formę i zaszczyciły wszystkich swoim czystym błękitem. Patrząc na obraz nieba i rozłożenie chmur można by wnioskować, iż pogoda nad Wiedniem zaskoczy wszystkich i uszczęśliwi. Pierwsze ciepłe promyczki oświetliły moją twarz. Skrzywiłam się lekko. Nigdy nie miałam aż tak bliskiego kontaktu ze słońcem. Przeniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam dookoła. Wszystko wydawało mi się obce. Kamienice były wykonane jakby z innego materiału, ludzie jakby z innego kontynenty, a ja? Ja sama wydawałam się dobie inna. Nie potrafiłam dostrzec w sobie Aimee. Był to raczej brudny, niewyspany człowiek, a nie modnie ubrana i elegancka żona pana Morganna. Ależ kogo ja oszukuję? Gdyby nie ten..facet, dzisiaj byłabym dokładnie tą pierwszą opisaną postacią.
Otrzepałam się z kurzu i piasku, który pokrył moje jeansy i wstałam z miejsca. Od mojej ucieczki z domu minęły dokładnie dwa dni i od tamtego poranka nikt nie zainteresował się moją nieobecnością. Najwidoczniej było im to na rękę, a ja nie narzekam. Umiem sobie poradzić. Jestem samodzielną kobietą.
Chyba w snach.
Chwyciłam stojącą obok murku gitarę i ruszyłam przed siebie. W sumie, nie wiedziałam, dokąd mogę iść. Na rynek? Aby znowu bogate dzieciaki mnie obrażały? Pod jakąś restaurację? Aby ponownie jakaś kelnerka kopnęła mnie w plecy? W tym mieście nie było żadnych możliwości. Najlepiej, to ukryć się w pustym zaułku i czekać na jakiś cud. Pamiętam, jak byłam nastolatką i chodziłam SAMA po Wiedniu. Mogłam wtedy ujrzeć wiele artystów grających na keybordach, gitarach, skrzypcach. A teraz? Ta cała muzyczna magia gdzieś umknęła. Uciekła i nie chce do nas wrócić.
Chodziłam chyba przez pół godziny, błąkając się po wąskich i pozbawionych całkowitego życia uliczkach. W końcu, dotarłam do niewielkiego skrzyżowania, z którego lewej strony można było dostrzec rynek główny, a z prawej zejście do kanału drzewnego. Zdecydowałam,że będzie to odpowiednie miejsce to spokojnego odpoczynku (po czym ja miałam niby odpoczywać?) i relaksu z gitarą. Tutaj raczej nikt mnie nie znajdzie, miałam na myśli osoby, których towarzystwo ulicznych grajków przeszkadza. W głębi duszy marzyłam, aby przeszła obok mnie jakaś osoba i wrzuciła te marne pięć euro, które wydałabym na jakąś tanią kanapkę i kawę w barze dla bezdomnych. Tak, takie coś istnieje. Sama już raz chciałam tam zawitać, ale resztki mojej 'bogatej' godności odmówiły stanowczo tego czynu.
Po chwili zastanowienia postanowiłam, że zagram popularną piosenkę Ed'a Sheeran'a - I see fire. To będzie prościzna. Proste akordy, łatwe melodia, która rozpływała słuchacza, jak i muzyka. Miałam nadzieję, że kogoś zainteresuje ta muzyka.
Poprawiłam swoją pozycję i usiadłam po turecku. Lewą dłonią chwyciłam za górną część instrumentu, a drugą powolnie poruszałam strunami. Z ust zaczęły wypływać pierwsze melodie..

Prawdę mówiąc, kiedy śpiewam zapominam o wszystkim. O problemach, z którymi musiałam borykać się przez kilka lat mojego chorego związku. To tak naprawdę nie był związek. To było więzienie, którego byłem więźniem. Niewinnym więźniem. Nie przypominam sobie, abym przez moje całe dotychczasowe życie zrobiłam coś, co miałabym odpłacać losowi przez tę męczarnie. Męczarnie, gdzie każdy mój sprzeciw był karany. Gdzie każde inaczej wyrażone zdanie niż mojego 'męże' było niedopuszczalnym czynem. Gdzie moja teściowa decydowała, jak mam się ubierać i jak się zachowywać. Czy tam wrócę? Nigdy w życiu. Już wolę żyć na ulicy, bez dachu nad głową niż być bitą i poniżaną przez najbliższych. Ich nawet nie można nazwać najbliższymi. Fakt, dawali mi dach na głową i godne życie, ale za jaką cenę? Za bycie ich marionetką? Muszę się przyzwyczaić do tego, że póki co, nie mam nawet, co liczyć na szczęście. Muszę być zdana tylko na siebie. To nie jest trudne. Wystarczy zawsze w siebie wierzyć, a będzie nam dane. Wiara jest pierwszym stopniem na schodach sukcesu.

Podnoszę wzrok znad instrumentu i zdaję sobie sprawę, że ktoś mnie bardzo bacznie obserwuje. Przede mną stoi kobieta, której dłonie zasłaniają usta. Czyżby miała zaraz krzyczeć, że jakaś bezdomna zajmuje godne miejsce w Wiedniu? W sumie, ona na bogatą nie wygląda. Jest ubrana w zwykłe ciemne jeansy, koszulkę i kardigan. Ma piękne brązowe włosy. Ogólnie jest bardzo naturalna i zadbana. Ale co ona tu robi? Próbuję coś powiedzieć, ale dziewczyna do mnie podchodzi i siada obok. Dziwi mnie jej zachowanie. Co ona, do cholery, planuje?
- Hej.. - pyta słabo. Uśmiecha się do mnie przyjaźnie. Nie pozostaje mi nic, jak tylko odwzajemnić ten gest. - Ta gitara to atrapa?
Parsknęłam śmiechem. Bardzo głośnym śmiechem, bo jakaś para starszych osób odwróciła się w naszym kierunku. Pewnie myślą, że jestem naćpana. Dziewczyna nie wygląda na taką, która miałaby się zaraz roześmiać. Odniosę wrażenie, że mówiła całkiem serio.
- Nie, to nie jest atrapa. - odpowiadam udając poważną, co jest trochę trudne w tej sytuacji.
- Wygląda na taką. - zabiera mi ją z rąk i ogląda uważnie. Nawet nie próbuję się sprzeciwiać. Coś czuję, że ma specyficzny charakter. - Myślałam, że masz jakiś odtwarzacz schowany pod bluzką i tylko udajesz, że śpiewasz.
- Ugh, dlaczego tak uważasz? - pytam zdziwiona. Brunetka wzruszyła ramionami.
- Masz taki ładny głos. Taki czysty, śpiewasz zupełnie bez problemów, lekko. - zarumieniłam się.
- Em, dziękuję.. - odpowiadam nieśmiało. Pierwszy raz słyszę, jak ktoś daje mi jakieś komplementy. Obojętnie jakie komplementy, bo żadnych nigdy nie dostawałam..Nawet rodzice nie raczyli nigdy mnie za nic pochwalić.
- Nie dziękuj - ponownie się uśmiecha. - Mówię całkowicie poważnie. Podoba mi się twój głos. Niech zgadnę, masz przerwę w teatrze muzycznym i przesiadujesz tutaj się relaksując. - nie rozumie, o czym ona mówi, ale zaraz potem dostrzegam, że wskazuje dłonią na budynek za nami. Cóż, dużymi literami jest napisane, że to teatr muzyczny. Dlaczego ja tego nie zauważyłam.
- Nie, nie pracuję tam. - odpowiadam szczerze.  - Tak szczerze, to ja nigdzie nie pracuję. - unosi zdziwiona brwi.
- Serio? - oddaje mi gitarę. - Dobra, widzę po twoim wyrazie twarzy, że to trudny dla ciebie temat, więc nie będę naciskać, skoro nie chcesz. Nazywam się Lucy. - wyciąga do mnie dłoń. Przez chwilę się waham. Niby po co chciałaby się zaprzyjaźniać z bezdomną? Pewnie ma jakieś zamiary wobec mnie. Mieszkając z Tom'em dużo się nauczyłam wobec ludzi. Jednak decyduję się też uścisnąć jej dłoń. Nie chcę wypaść na niegrzeczną.
- Aimee.
- Aimee? To takie amerykańskie imię.
- Tak, zgadza się. Moja mama mieszkała w młodości w Chicago.
- Więc jesteś pół amerykanką? - pyta, uśmiechając się.
- Na to wygląda.
Przez chwilę zapada cisza. Staram się nie patrzeć na Lucy, jednak co chwilkę kątem oka przyglądam się czynnościom, które ona wykonuje. Raz poprawia sznurówki trampek, chowając je do środka obuwia, raz skubie żółty lakier do paznokci.
- Hej, Aimee. - przywołuje mnie do porządku. - Nie chciałabyś trochę zarobić, przypadkiem? - unoszę brwi do góry.
- Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi. - wzdycha ciężko.
- Mój brat cię żeni za kilka miesięcy. No, dokładnie to za dwa miesiące. I mamy mały problem.
- Jaki? - dziewczyna przekręca oczyma.
- Jego narzeczona, Katherine, chce mieć jakąś oryginalną muzykę na występie weselnym. Cóż, mój brat chciał po prostu zwykłą kapelę kameralną, a ona się uparła na jakąś solową wokalistę o ciekawym głosie. I poprosiła mnie, żebym ja się tym zajęła. Najchętniej bym po prostu jej odmówiła, pokazała środkowego i uciekła, ale zrobiłam to ze względu na Michaela. - kiwam głową, informując ją przy tym, że dokładnie wszystko rozumiem. Jest wyraźnie pobudzona, kiedy mówi o tej całej Katherine.
- Nie lubisz jej? - pytam nieśmiało.
- Nienawidzę! - oznajmia, gestykulując rękoma. - To najzimniejsza suka, jaką kiedykolwiek widziałam. Ale co ja mogę zrobić? Mój brat ją kocha, a ja mam tylko jego. Dobrze, że z nami jeszcze nie miesza, bo bym ją chyba nożem kuchennym zarżnęłam.
- Jeszcze?
- Tak, jeszcze. - przeciera twarz dłońmi. - Na razie musi mieszkać ze swoim kuzynem, bo nie skończył szkoły, a ona obiecała komuś tam, że się nim zajmie. Nie wiem, nie wnikam w jej prywatne sprawy. Tak, czy siak, kiedy ten młody skończy budę, przeprowadza się do nas, a on jedzie na studia. Więc tak to mniej-więcej wygląda. Posrane mam życie, nie? - mam ochotę wyśmiać ją. Ona ma przesrane? Chyba nie widziała Tom'a w akcji.
- Hej, ty jesteś żonata! - mówi wskazując na mój pierścionek. No tak, zapomniałam go zdjąć. - O rety, dlaczego mi o tym nie mówiłaś! - rumienię się. Jeszcze mi tego brakowało, żeby zaczęła mnie o tego..drania wypytywać.
- Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi z tym ślubem, dlaczego mnie o to pytasz? - próbuję zmienić temat rozmowy.
- A, no tak. Wydajesz się bardzo miła, i nawet śpiewać potrafisz, więc myślę, że byś się sprawdziła. Chcesz wystąpić na weselu Michaela i Katherine? - że co? Że niby ja mam zaśpiewać na weselu jakieś rodzinki? Dlaczego akurat ja? I po co? Milion pytań kłębiło się w moim umyśle, a ja nie wiedziałam kompletnie, jak odpowiedzieć.
- Ej, więc jak? Wystąpisz czy nie? - pyta niecierpliwie. - Jak chcesz możemy jeszcze dzisiaj pójść do brata skocznie, bo ma trening i wszystko mu przedstawimy. - otwieram usta zaskoczona. - Co tak otwierasz gębę, zaraz ci mucha pokój w niej zajmie.
- Twój brat jest..skoczkiem?
- No, tak..Ale w sumie teraz miał lekko kontuzję kolana i na treningi chodzi, aby niczego nie ominąć. I tak tam nic nie robi, więc, co? Idziesz?
Wstaję z chłodnego chodnika i wkładam gitarę z powrotem go futerału. Zakładam go na plecy.
- Idę.

__________________________________________________________________________

Hej, hej. Więc mamy już pierwszy rozdział. Cóż, bardzo ciężko mi się go pisało, sama nie wiem, dlaczego. Mam nadzieję, że Wam się podoba.

Drugi rozdział za dwa tygodnie i widzimy się w Wiśle! :)) 
 




13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Więc jestem.
      Czekałam na ten rozdział z niecierpliwością i muszę ci powiedzieć, że odwaliłaś kawał dobrej roboty. Jestem ciekawa ja to wszystko rozwiniesz, bo dawno nie czytałam blogów ze skokami w tle, więc nie wiem ja to się ma ;)
      pozdrawiam ;-*

      zapraszam na moje blogi z siaktówką w tle, szczególnie:
      http://gdy-zapada-noc-szukajmy-slonca-krainy.blogspot.com/

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Melduję się ♥
    Genialny rozdział! Sposób, w jaki to wszystko opisujesz... Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem.
    Widać, że Aimee nie ma lekkiego życia. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co musiała przechodzić. Ale ma za to charakter i niesamowity talent. No i dostała ogromną szansę. Zaśpiewanie na ślubie Michaela. Oj, wyczuwam dużo wydarzeń :) Jestem ciekawa tej całej Katherine. Raczej sympatyczna to ona nie będzie. Cóż, miłość bywa bardzo ślepa.
    Buziaki, no i do zobaczenia w Wiśle :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Zapraszam na dwunastkę :**
      http://blue-flares.blogspot.com/2015/08/rozdzia-dwunasty.html

      Usuń
  3. Rozdział jest wspaniały!
    Przepraszam bardzo, że dotarłam dopiero teraz...
    Jednak ledwo znajduję na wszystko czas...
    Czuję, że wiele się wydarzy!!! :)
    A Katherine? Jestem ciekawa co można się po niej spodziewać...
    Pozdrawiam! :)

    PS.:
    Hej :)
    Zostałaś nominowana do Liebster Award! ;)
    Więcej szczegółów tutaj:
    http://byc-kims-dla-kogos.blogspot.com/p/la.html
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka :)
    Zostałaś nominowana do Liebster Award.
    Szczegóły: http://w-cieniu-gwiazd.blog.pl/liebster-award/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale mi dwa tygodnie.. Czekam i czekam..
    Wybacz, ale mam poślizg z komentowaniem.
    Rozdział bardzo dobry. Ty chyba nie miałaś nigdy gorszego czasu, gorszego rozdziału. Ideał z Ciebie.
    Lucy to taka fajna, szalona, szczera i pewnie kochana babka. Coś czuję, że Aimee złapie z nią kontakt. No i oczywiście będzie mieć pewnie ciekawe stosunki z Michim. Nie mogę się doczekać ich spotkania. Pisz, proszę Cię. Błagam. Bo czekam i więdnę z tęsknoty za Twoim pisaniem.
    ___________________________________________________

    Zapraszam do siebie na dwójkę: melissamolier.blogspot.com

    Zuzek :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie żeby coś, ale ja wciąż czekam na rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj kochana <3
    Po długiej przerwie zapraszam Cię bardzo serdecznie na siódemkę!
    http://leben-ist-wunder.blogspot.com/2015/11/rozdzia-07-najlepszych-przyjacio.html
    Mam nadzieję, że Ci się spodoba :)
    Buziaki i dziękuję za każdy komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś tak po Lillehammer natchnęło mnie na nowe opowiadanko... O kim? Na razie niespodzianka ;) Ale Postaram się dzisiaj dodać nowy rozdział, gdzie powinien być już jeden z głównych skocznych bohaterów :) Mam nadzieję, że wpadniesz!
    http://on-the-stairs.blogspot.com/
    Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć kochana :*
    Zapraszam Cię na ósemeczkę!
    http://leben-ist-wunder.blogspot.com/2016/01/rozdzia-08-to-by-on.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na mojego, nowego bloga http://60dnidoroslosci.blogspot.com/p/prolog.html Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń